Na lotnisku w Siem Reap wylądowaliśmy punktualnie koło 22. Obawialiśmy się długiej procedury wizowej, jednak szczęśliwie poszło to w miarę sprawnie. Najpierw należało wypisać wniosek, później zostawić go u jednego funkcjonariusza a drugiemu wręczyć zdjęcia i kasę. Następnie należało przejść na drugi koniec lady gdzie kolejni funkcjonariusze wywoływali właścicieli "gotowych" paszportów z wbitymi wizami. Ostatnim krokiem było przejście odprawy paszportowej u kolejnych pograniczników.
Zaraz obok drzwi wyjściowych z lotniska działało biuro pośrednictwa transportowego (w uczciwych cenach, które można znaleźć w internecie - od 2$ za Tuk-tuka po 9$ za busa). Nam przydzielono busa, którego kierowcą był Chhom Samithy - a właściwie Samithy Chhom, bo w Kambodży imiona i nazwiska piszę się odwrotnej kolejności niż u nas.
https://www.facebook.com/chhom.samithy?fref=ts
Linka do profilu wrzucam nieprzypadkowo, bo Samithy okaże się być świetnym przewodnikiem, ale o tym wspomnę jeszcze nie raz.
Miłym zaskoczeniem było, że nasz kierowca co najmniej dobrze władał angielskim, więc serdecznie nas przywitał w Kambodży opowiadając podstawowe informacje o kraju i Siem Reap. Jak się później okazało, poza usługami taksówkowymi świadczył również usługi przewodnika, które nam zaproponował. Początkowo mieliśmy dylemat, sporo w końcu słyszeliśmy o naciągaczach. Ostatecznie jednak, po porównaniu zaoferowanej nam ceny z cenami z netu i przewodników uznaliśmy, że wycieczka z naszym nowym znajomych do Angkor Watu nie będzie złą opcją. Minusem było to, że bardziej chcieliśmy jechać tuk-tukami niż dusznym busem z lat 80-tych, jednakże nie mieliśmy zbyt dużo czasu na decyzję, bo dochodziła 23 a Angkor zwiedzać mieliśmy od rana.
Okay Villa, która była naszym hotelem prezentowała się dość ekskluzywnie. Przegrzecznieni recepcjoniści dokonali szybkiego check-inu a równie przegrzecznieni konsjerże odprowadzili nas do pokojów. Te, choć wyglądały równie ekskluzywnie jak cały hotel to były źle zorganizowane. Było w nich okropnie duszno i gorąco a jedyny ruch powietrza wydobywał się z powolnie kręcących się wiatraków umieszczonych pod bardzo wysokimi sufitami. Pokoi z klimatyzacją nie wzięliśmy celowo (musielibyśmy zapłacić wtedy 50 zamiast 25zł za noc) ale spodziewaliśmy się jednak rozsądniej opracowanego systemu wiatraków - tzn. takich stojących przy łóżkach.
Przeczuwając problemy z zaśnięciem poszliśmy na Pub Street napić się czegoś :).
Centrum Siem Reap robiło okropne wrażenie.