Jako, że wylot z Helsinek zaplanowany mieliśmy na późne popołudnie czas od rana zagospodarowaliśmy sobie na zwiedzanie fińskiej stolicy. Do w miarę szybkiego opuszczenia hotelu motywował nas pokojowy telewizor, który zamiast programów tego dnia wyświetlał zegar odliczający minuty do trwałego samozatrzaśnięcia się drzwi:). Niestety, zanim zaczęliśmy spacer musieliśmy namierzyć jakąś kawiarenkę internetową, by odprawić się on-line i wydrukować karty pokładowe, gdyż AirBaltic opcję tę udostępnia dopiero na 24h przed wylotem (sic!). Tylko gdzie w tych czasach znaleźć kawiarenkę internetową? Szczęśliwie w informacji kolejowej wskazali nam pobliską bibliotekę uniwersytecką i wszystko poszło w miarę sprawnie, choć odprawianie kilku osób zajęło niemal godzinę. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Po pierwsze naszych głów nie zaprzątały już żadne zbędne problemy a dodatkowo przeczekaliśmy solidną ulewę (jak się później okazało, jedną z kilku).
Z placu Elielinaukio, przy którym były wspomniany dworzec i biblioteka poszliśmy na wschód, w kierunku Placu Senackiego z katedrą - chyba najbardziej znanego obiektu w Helsinkach. Tam parę fotek na schodach i pod pomnikiem cara Aleksandra II i znowu parę minut czekania na ustanie deszczu.
Dalej szybkim spacerem w kierunku dość efektownie położonego Soboru Uspieńskiego, największej tego typu budowli na zachód od Rosji. Jako, iż ciężko było by powiedzieć o nim, że zachwyca po niedługim czasie byliśmy już w porcie, gdzie odpoczywając po spacerze na ławeczkach, ciesząc się chwilami słońca oczekiwaliśmy na wynik trwającego losowania kolejnej rundy Ligi Europy. Tym razem los okazał się dla nas bardziej łaskawy, "Łysy z UEFA" wylosował nam zespół Żalgirisu Wilno, co gwarantowało większe pozasportowe emocje i dawało odsapnąć finansowo.
Kiedy z ławeczek przepędził nas deszcz schowaliśmy się na przystani promów odpływających na Suomenlinnę (myślę, że mega atrakcja ale aż tyle czasu nie mieliśmy) a później ruszyliśmy przez przyportowy jarmark wzdłuż popularnego parku Espalandii, gdzie odbywał się akurat koncert orkiestry dętej. Dalej główne prospekty fińskiej stolicy doprowadziły nas z powrotem do dworca, skąd odjeżdżał nasz autobus na lotnisko. Z ciekawostek: na lotnisku kupiłem swój najdroższy kolekcjonerski naparstek, prosto wykonany, z flagą Finlandii kosztował 5 euro.