Pogoda w Rydze w niczym nie przypominała już tej z poprzedniego poranka. Było chłodno i wietrznie, chmury wyglądały złowrogo. Mimo wszystko wróciliśmy na dobrze nam znany trawniczek i ławeczkę schowaną pod drzewami. Tam uraczyliśmy się kilkoma piwami komentując dobiegający końca wyjazd. Kiedy chłód zrobił się już nieprzyjemny przeszliśmy odprawę i na lotnisku kontynuowaliśmy rozmowy i konsumpcję.
Kiedy siedzieliśmy już w naszym Bombardierze okazało się, że nie wszyscy koledzy z Lecha Poznań, którzy kupili bilety w opcji z 50-minutową przesiadką zdążyli na nią (bo samolot ich z Helsinek wyleciał z opóźnieniem) co niejako potwierdziło moje pierwotne obawy a jednocześnie musiało nastręczyć im nie lada problemów, bo przez kolejne 2 dni nic z Rygi do Polski już nie leciało.