Rano przy hostelowym śniadaniu decydujemy się zrezygnować z oglądania Placu Hiszpańskiego w Sevilli i odpuszczamy jazdę do Fuengiroli przez Kadyks w obawie przed nie wyrobieniem się ze wszystkim.
Nasze kroki kierujemy więc do Rondy, słynącej ze swojego nietypowego i efektownego położenia po dwóch stronach olbrzymiego wąwozu. Z Sevilli do Rondy (i dalej do Fuengiroli) nie ma połączenia autostradowego, więc był to nas pierwszy odcinek po lokalnych drogach. Oczywiście, nie żałowaliśmy tego, widoki były niezwykle atrakcyjne - szczególnie w okolicach Gór Grazalema. Odnotować trzeba też drastyczny spadek temperatury. Z ponad 30 stopni jakie mieliśmy w Sevilli zrobiło się nawet 16 w górach. W Rondzie czy Fuengiroli było to około 22 stopni, które właściwie towarzyszyły nam już do końca pobytu.
Zwiedzanie Rondy rozpoczeliśmy od punktu widokowego, by potem poprzez XVIIIw. arenę korridy i pomnik Sergio Romero - tamtejszej legendy tego "sportu" udać się w kierunku słynnego mostu - Puente Nuevo. Ukończona w 1793r. budowla miała na celu połączenie arabskiej części miasta z powstałą już po rekonkwiście częścią chrześcijańską. Monstrualny obiekt o 100 metrowej wysokości robił wrażenie podczas stania na nim jak i podczas podziwiania go z dołu. Jego uroku nie sposób oddać opisem, trzeba spojrzeć przynajmniej na zdjęcia. Samo miasto też przyjemne, choć bez innych efektownych budowli. Wspomnieć warto o pałacyku Casa del Rey Moro, kościele Santa María la Mayor, czy ratuszu i dziesiątkach bardzo wąskich uliczek.
Po obejściu wszystkiego ruszyliśmy w kierunku Fuengiroli, naszej 3-dniowej bazy wypadowej.