Pomimo tego, ze do Kordowy dojechaliśmy dość późno, około 17, to termometry w naszych samochodach pokazywały rekordowe 33 stopnie Celsjusza. Dzięki informacjom z hostelu udało nam się postawić auta na darmowym parkingu po drugiej stronie rzeki.
Hostel Funky przywitał nas tablicą informującą wszystkich przechodniów, że przyjeżdżamy :). W recepcji połączonej z barem wyposażono nas w klucze do naszych 6- i 4-osobowych komnat. Pokoje małe, zaduch panował tam spory. Ogólnie ciężko polecać ten hostel ale oddać mu trzeba, że był nieźle położony i tańszy od nielicznej konkurencji.
Po tradycyjnej szybkiej "ogarze" zbieramy się w połączonym z hostelem barze i znowu raczymy się piwem/winem z salmorejo. Już nie za darmo ale za bardzo symboliczną kwotę, typu 0,50e/os. Plan popołudnia był taki, żeby obejść chociaż dwa z kilku szlaków trwającego właśnie Festiwalu Patio. W tym celu wydrukowane miałem mapki i darmowe wejściówki dla wszystkich. Impreza ta była bardzo zachęcająca, zdjęcia z poprzednich edycji działały na wyobraźnię. Niestety, w rzeczywistości kolejki do każdego z dostępnych do zwiedzania urządzonych "podwórek" sięgały kilkunastu minut, co biorąc pod uwagę późną porę mocno nas zniechęciło. Ostatecznie część z nas zajrzała do jednego patio i to dość późną, nocną porą. Ostatecznie, zamiast tracić czas w kolejkach oddaliśmy się spacerowi po wąziutkich uliczkach Kordoby. Znaleźliśmy nawet bar z darmowymi tapas :). Błądząc (oczywiście z premedytacją i kontrolowanie) po mieście trafiliśmy między innymi na ładny Plaza de las Tendillas a później zjedliśmy obiadokolację przy ul. Jesus Maria :). Trzeba powiedzieć, że knajpę wylosowaliśmy niezbyt fortunnie, nikt nie był zachwycony tym co otrzymał. Część połasiła się na bycze ogony, chociaż taka z tego pamiątka:).
Kolejnym punktem na naszej mapie była Mezquita, o tej porze już zamknięta do zwiedzania ale imponująca z zewnątrz. Chcieliśmy też skorzystać z usług osławionego Baru Santos, niestety kolejki były jeszcze większe niż do najlepszych patio. Ech, uroki weekendu.
Kręcąc się jeszcze trochę uliczkami starego miasta trafiliśmy z powrotem pod hostel. Tam zakupiliśmy prowiant i udaliśmy się pod Puerta del Puente, gdzie oddaliśmy się piwno-winno-tapasowej uczcie, przy okazji przysłuchując się występom ulicznych grajków.
Po opróżnieniu zapasów wróciliśmy do hostelowego baru, gdzie serwowano nam wzmacniane winko "spod lady". Konsumpcję prowadziliśmy przy standzie na ulicy przed barem i robiąc za światowej klasy chórek z pewnością staliśmy się atrakcją tej spokojnej dość ulicy ;).