Geoblog.pl    KarolTP    Podróże    Andaluzja i Gibraltar    Tour de tapas
Zwiń mapę
2013
09
maj

Tour de tapas

 
Hiszpania
Hiszpania, Granada
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2608 km
 
Hostel Barbieri zabukowałem jeszcze zanim został oficjalnie otwarty. Okazało się to być dobrym ruchem, gdyż był znakomicie zlokalizowany - w centrum, kilka minut od Katedry i parkingu podziemnego, z którym hostel współpracował gwarantując 50% zniżki. Dodatkowo był znacznie tańszy niż konkurencyjne.
Po ulokowaniu się w pokojach część poszła się ogarniać a reszta do sąsiadującego z hostelem baru, gdzie wyznaczyliśmy miejsce zbiórki. W barze oczywiście pierwsze na hiszpańskiej ziemi piwko/winko a wraz z nim tapas w postaci bagietki i salmorejo - typowego andaluzyjskiego kremu na bazie pomidorów, czosnku i oliwy. Wtedy mieliśmy jeszcze wątpliwości czy granadzkie "free tapas" to aby nie mit ale okazało się, że kelnerki nie doliczyły go do rachunku.
Kiedy cała dziesiątka wyszła z hostelu ruszyliśmy w kierunku ścisłego centrum Granady. Wcześniej, prowadzeni wskazówkami miejscowych, odebraliśmy jeszcze ze specjalnych biletomatów zakupione dużo wcześniej wejściówki do Alhambry na następny dzień. Jak bardzo opłacalny był to manewr naocznie przekonaliśmy się dzień później obserwując niekończące się kolejki do kas. Co gorsza, ludzie w nich stojący nie mieli żadnych gwarancji, że uda im się te bilety kupić, bo z tego co wyczytałem kiedy kończy się limit na bieżący dzień sprzedaż nie jest kontynuowana tylko trzeba przyjść znowu dzień później.
Do placu Pasiegas z Katedrą prowadził nas deptak z rozpostartymi nad nim ogromnymi płachtami zabezpieczającymi przed słońcem. Sama katedra zrobiła duże wrażenie i trochę czasu poświęciliśmy na jej obfotografowanie. Z perspektywy czasu przyznać jednak trzeba, że praktycznie każde kolejne miasto na naszej trasie dysponowało efektowniejszą budowlą tego typu. No ale któż to mógł przewidzieć ;).
Ogólnie plan był taki, żeby popołudnie spędzić na kręceniu się po centrum przeplatanym wizytami w barach-tapas, których miałem przygotowaną całą listę na bazie informacji z internetu. Plan udawał się do momentu...odwiedzenia pierwszego baru - Bogeda La Antigualla. Po wejściu do środka niewielkiego, prostego lokalu zamówiliśmy po kieliszku wina a barman bez pytania zaczął przyrządzać 10 "andaluzyjskich hamburgerów" z szynką serrano i serem. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy po zamówieniu kolejnych kieliszków powtórzył kuchenną czynność. Na trzeci kieliszek zdecydowało się już niewielu :).
Po jakimś czasie zdecydowaliśmy się iść dalej...dalej okazało się być niemalże po drugiej stronie ulicy, gdzie objawił nam się szyld: Bogedas Castenada. Ten bar był znacznie większy, ciekawie urządzony a rzeczą najbardziej przykuwającą uwagę były wiszące gęsto nad barem szynki serrano w całości. Tapas w Castenada były dużo skromniejsze niż w Antigualli, za to bardziej wykwintne. Mi trafił się kawałek hiszpańskiej tortilli (omleta) i oliwki. Dodatkowo zaserwowano lepsze wino, aczkolwiek też nieco droższe.
Po konsumpcji opuściliśmy bar i udaliśmy się dalej wzdłuż calle Elvira, zaglądając po drodze do licznych sklepów z pamiątkami i miejscowym rzemiosłem. Po jakimś czasie natknęliśmy się na polecaną przez recepcjonistę z hostelu Bogedas La Bella y La Bestia II. Jak moglibyśmy jej nie przetestować :). Zresztą po tym co zobaczyliśmy trudno było żałować tego ruchu. Do każdego kieliszka wina, czy też szklanki piwa zaserwowano olbrzymie talerze pełne makaronu, frytek, sałatek, burgerów i chipsów. Coś niesamowitego. Jak im się to opłacało???. Zawartość kolejnych talerzy pałaszowaliśmy przy chodniku, oparci o okno do wydawania "zamówień". Kogo bolały nogi ten relaksował się wygrzewając na krawężniku lub chłodząc w cieniu drzewek pomarańczowych. Cudowny klimat!!!
Po kilku kieliszkach i nieco mniejszej liczbie tapas (TAPAS???) zdecydowaliśmy, że czas iść dalej. Nasz pochód był już całkiem zrelaksowany i wesoły:). Niespiesznym krokiem powłóczyliśmy się jeszcze przez uliczki i place Granady by ostatecznie wylądować w pobliżu hotelu, w znanym nam już barze. Miejsca w nim zajęli najwytrwalsi, reszta nieco się rozlazła - jedni do hotelu inni jeszcze po okolicy. I w tym lokalu zaskoczono nas wyszynkiem, do kolejnych kieliszków wina "szedł" cały wachlarz tapas - od miseczki oliwek po pieczone żeberka, które akurat średnio pasowały do klimatu dość upalnego wieczoru/nocy. Trochę się tam zasiedzieliśmy, ale warto było. Czas, poza konsumpcją, upłynął na rozmowach, wsłuchiwaniu się w gwar i muzyczne odgłosy miasta, obserwowaniu miejscowych i turystów. Nie można też nie wspomnieć o świętowaniu kolejnych bramek strzelanych przez naszego Lecha Widzewowi, o których informowali nas obecni na meczu w Poznaniu znajomi. Wspaniałe chwile...
Wszystko ma jednak swój koniec. Nie pamiętam tylko czy był to nasz koniec czy po prostu panie barmanki zamykały już bar:). W każdym razie w końcu trafiliśmy na drugie piętro naszego hostelu, gdzie trzeba było się jakoś zregenerować przez zaplanowanym na następny dzień długim spacerze po Alhambrze.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
KarolTP
Karol
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 166 wpisów166 2 komentarze2 346 zdjęć346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.06.2016 - 29.06.2016
 
 
28.10.2016 - 21.11.2016
 
 
25.07.2013 - 27.07.2013