Nasz pierwszy "aktywny" dzień w Toskanii zaczynamy od pobliskiej Cortony. Miasto rozsławione przez książkę i film "Pod słońcem Toskanii" (polecam dla toskańskich widoczków, dla fabuły trochę mniej) leży na wzgórzu, otoczone murem. Nasze niemałe zdziwienie wzbudził fakt, iż wszystkie parkingi wokół murów były zajęte i parkować trzeba było na dziko, "po włosku" wdłuż szosy.
Zaparkowaliśmy akurat po tej stronie miasta gdzie znajdował się główny plac (Piazza della Repubblica) z ratuszem (Palazzo Comunale) więc zwiedzanie zaczęliśmy od obiektów najciekawszych.
Dalej ruszyliśmy główną uliczką Via Nazionale aż do jej końca, skąd rozciągał się niezły widok z góry na okolice. Wzrokiem sięgnęliśmy nawet położonego kilkadziesiąt kilometrów dalej jeziora Trasimeno (już w Umbrii).
Na koniec katedra i położone na przeciwko muzeum diecezjalne ze zbiorami malarstwa.
Idąc już do auta minęliśmy tętniącą życiem trattorię i po niedługiej konsultacji postanowiliśmy zawrócić:). Dzięki temu załapaliśmy się na bardzo smaczny toskański wczesny obiad w rodzinnej restauracji Castellich (właśnie odszukałem w Internecie, 4/5 gwiazdek na Tripadvisorze). Cud, że znaleźliśmy wolny stolik, wiele grup po nas nie miało już tego szczęścia.
Cortonę opuszczamy w dobrych humorach, nie dość że miasta ciekawe to i smacznie zjeść można:). W przypływie euforii pokonaliśmy wąską uliczkę pod prąd, co nie do końca spodobało się miejscowym :).