Nynashamn jest bardziej ciekawe jako gmina (w jej skład wchodzi kilka bałtyckich wysepek) niż samo miasteczko. Spracerujemy więc właściwie bez większego celu dwoma krzyżującymi się miejskimi deptakami. Po ich "zaliczeniu" kierujemy się na kebaba a potem do monopola po jakąś popitkę. Z zakupami z Systembolaget lokujemy się na ławeczce na wzniesieniu i tak spędzamy czas do momentu załadunku na prom powrotny.
Jak wspominałem przy opisie drogi do Szwecji bardzo przypadło mi do gustu tamtejsze wybrzeże. Ciekawy skalisty brzeg z "powciskanymi" tu i ówdzie klimatycznymi domkami. Do tego wysepki z małymi latarniami morskimi. Napawając się tym widokiem, w upale, opuszczamy Szwecję szykując się do kolejnego całonocnego melanżu:). Jest on konieczny tym bardziej, że płyniemy dużo mniej atrakcyjnym promem - Baltivia. Znacznie mniejszym, bez zaplecza rozrywkowego i wielości miejsc do spania. Ostatecznie na pare godzin zalegamy na podłodze w barze. Co ciekawe, został on zamknięty znacznie przed czasem z uwagi na niedyspozycje barmana. Cóż, z nałogiem nie wygrasz:).