Po zameldowaniu się w hostelu Best Western Kom (ówcześnie najtańszy) oraz szybkim ogarnięciu po ciężkiej nocy ruszamy na kebaba (jedzenia w lepszych miejscach nie planowaliśmy - ceny) i do monopolowego, zwanego tam Systembolaget (państwowa sieć sklepów mająca w Szwecji monopol na sprzedaż napojów alkoholowych o zawartości alkoholu powyżej 3,5%). Potem spacerkiem wzdłuż jednej z głównych ulic - Sveavagen - w kierunku Kungsträdgården (Ogrody Królewskie). Jednakże wcale nie tak łatwo było tam trafić, gdyż plan miasta został w torbie w hostelu.
W Ogrodach Królewskich mieliśmy zbiórkę przed meczem ale jako, że do godziny wymarszu pozostawało jeszcze sporo czasu poszliśmy dalej, w kierunku Gamla Stan (Stare Miasto). W tej dzielnicy, która rozciąga się na wyspach: Stadsholmen, Riddarholmen, Strömsborg i Helgeandsholmen podziwiamy m.in. Zamek Królewski, budynek parlamentu, rynek czy pocztę Królewską.
Mi jednak najbardziej w pamięć zapadł widok Stadshuset, czyli ratusza, który co prawda na Gamla Stan się nie znajduje ale jest świetnie stamtąd widoczny. Ratusz bardzo przypomina wenecki Pałac Dożów.
Na tym kończymy zwiedzanie tego dnia i wracamy na zbiórkę a później wspólnie w około 400 osób ze śpiewem na ustach maszerujemy na stację metra T-Centralen, skąd z przesiadką docieramy na dzielnicę Solna, gdzie znajduje się stadion AIK - naszego rywala.
Trzeba przyznać, że spokojni na ogół Szwedzi bardzo się na nasz przyjazd nakręcili. Przed meczem w okolicach stadionu w oczekiwaniu na nas wykręcili niemałą awanturę z policją. Później próbowali atakować nasz pochód ale jakoś bez przekonania. Tak było dla nich lepiej :).
Mecz rozgrywany był na słynnym stadionie Rasunda, pamiętającym m.in. finał Mistrzostw Świata w 1958 roku. Co ciekawe, mieliśmy przyjemność na nim gościć jako jedni z ostatnich, gdyż niedługo później miał być rozbierany.
Meczu pod względem sportowym nie ma co opisywać, nasi kopacze polegli z kretesem 0:3 i właściwie przekreślili swoje szanse na awans a nasze na dalsze wojaże po Europie. Jeśli chodzi o względy kibicowskie, to i na stadionie widać było mobilizację naszych rywali. Ciekawa oprawa z mnóstwem rac, dobry doping i sporo "wrzutów" na nas (m.in. po polsku "Poznan (Polska?) k...a"). My również odpaliliśmy sporo "świeczek" a doping, szczególnie w drugiej połowie, wcale nie ustępował znacznie liczniejszym rywalom.
Po meczu, z małymi przygodami:), idziemy prosto do hostelu gdzie przez jakiś czas balujemy i idziemy spać.