Poranek w Zamościu przywitał nas niezłym kacem. Nie zdarzało nam się to wcześniej ale tym razem chyba poprzedniego dnia straciliśmy tyle wody, że uzupełnianie jej olbrzymią ilością piwa nie było idealnym pomysłem. Trzeba było zacząć od wody i izotoników.
Tradycyjnie dzień zaczynamy od zakupów w spożywczaku i śniadania gdzieś w ustronnym miejscu. Dalej ruszamy na południe spotkać się ponownie z trasą Green Velo gdzieś w okolicach DW 853. Niestety wieje dość silny wsteczny wiatr. Co więcej, jak się okazało góry i doliny były nie tylko po północnej stronie Zamościa. Napotykamy je też na południu. Po którymś podjeździe, pomni przygód dnia poprzedniego, jesteśmy mocno zrezygnowani. Na szczęście podjazdy kończą się w okolicach urokliwego Krasnobródu. Niestety nie mamy czasu by zatrzymać się nad tamtejszym zalewem. Spieszymy się do Horyńca Zdroju, bo tego dnia już o 15.30 reprezentacja Polski gra 1/8 finału EURO 2016 ze Szwajcarią. Temat meczu poruszany jest w każdym wiejskim sklepiku jaki odwiedzamy po drodze.
Dalsza droga mija raczej bez historii, tzn. pędzimy równymi drogami nie rozglądając się zbytnio. Koniec końców 86km do Horyńca pokonaliśmy zgodnie z planem, bo na miejscu byliśmy już przed godz. 14. Swoją obecność uczciliśmy pszenicznym Leżajskiem (fuu!! ale w końcu osiągnęliśmy podkarpackie więc nie mieliśmy wyjścia) pod sklepem w centrum tego uzdrowiskowego miasteczka. Następnie pędzimy do miejsca noclegowego, czyli Gościńca Pod Lasem, gdzie zamierzaliśmy rozbić namioty.
http://noclegi.pl/podlasem
Z daleka widać, że obiekt najlepsze lata ma już za sobą. Przypuszczalnie pokoje w głównym budynku były w dobrym standardzie ale campingi postawione dookoła pamiętają chyba lata świetności Horyńca. Podobnie rzecz się miała z mocno zarośniętym miejscem na namioty. Dodatkowym minusem była masa najróżniejszego robactwa, które od razu zabrało się za przylepianie i łażenie po naszych namiotach.
U gospodyni-właścicielki mieliśmy też zamówiony obiad. W cenie 25zł za osobę najedliśmy się naprawdę do oporu. Smakowo również bez zarzutu a prawdziwym hitem był chłodnik. Zaraz po obiedzie rozpoczął się mecz, który obejrzeliśmy w sali kominkowej Gościńca.
Po meczu i zwycięskich rzutach karnych w dobrych humorach spotęgowanych niejednym piwkiem udajemy się na podbój Horyńca.
Należy wiedzieć, że Horyniec Zdrój to miejsce docelowe wielu rolniczych turnusów rehabilitacyjno-sanatoryjnych. Kiedyś na "wczasy" jeździli tam nawet ludzie z odległej Wielkopolski. Miejscowość może poszczycić się więc nienajbrzydszym parkiem zdrojowym z pijalnią wody. Trochę czasu spędziliśmy tam mocząc nogi w strumyku. Miejmy zatem nadzieję, że to nie z tego strumyka czerpano wodę do pijalni ;). Resztę wieczora spędziliśmy w lokalnym barze Smakosz na zerkaniu na kolejny mecz EURO oraz...na wyjętym prosto z lat 80-tych dancingu w Restauracji Zdrojowa (w której nie wydawano nic poza frytkami :D), gdzie imprezę wzorowo rozkręciły nasze dziewczyny.
Było wesoło, dopóki w okolicach 21 nie pozamykano wszystkich sklepów we wsi. Siłą rzeczy wróciliśmy więc do namiotów, bo zbyt długie przesiadywanie na dancingu i wsłuchiwanie się w głos tamtejszego śpiewaka mogło spowodować poważny rozstrój nerwowy :)