Rano budzi nas, jak to najczęściej bywało podczas tej podróży, upał. Zwijamy więc jak najszybciej namioty, jedziemy do sklepu po śniadanie i jemy je nad brzegiem jeziora Białego. Tym razem konsumpcji towarzyszyła cisza i spokój, czego zdecydowanie brakowało poprzedniego popołudnia i wieczora.
Po skończonym śniadaniu (ceny w sklepach również kojarzyły się z klimatem nadmorskim), ruszamy na trasę najdłuższego - 108km - odcinka na całej trasie. Bardzo zależało nam, żeby spać w Zamościu, bo chcieliśmy zwiedzić to słynne z zabytków miasto. Dla tego celu musieliśmy odpuścić w dużej mierze Green Velo. To prowadziło najpierw wschodnią stroną Sobiborskiego Parku Krajobrazowego, potem z Chełma pionowo na południe (tutaj pokryło się z naszą trasą) by na końcu minąć Zamość od zachodniej strony. My z Okuninki do Chełma jechaliśmy drogą wojewódzką nr 812. Nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie. Pojazdy zmotoryzowane pędziły często z obu stron a na domiar złego spod TIRów buchało gorące powietrze, co nie pomagało w i tak masakrycznie upalny dzień. W takich warunkach przepedałowaliśmy w rządku niemal 50 km.
Od Chełma na południe, tak jak wspomniałem, prowadziło nas Green Velo. Trasa na tym odcinku poprowadzona była genialnie, wśród zróżnicowanych krajobrazów, wzdłuż rzeki Uherki. Gdy już niemal puściliśmy w niepamięć przykre doświadczenia z pierwszej części dnia...Green Velo skręciła na zachód na Krasnystaw a my zmierzając w kierunku Zamościa władowaliśmy się w teren zwany Działami Grabowieckimi. Czym wyróżniają się owe działy? Bogatą roślinnością, dobrymi glebami? Tak. Ale niestety również głębokimi jarami i dolinami, co oznaczało dla nas mordercze podjazdy. Nikomu, kto podróżuje z bagażem, nie trzeba tłumaczyć jaką przyjemnością są podjazdy z obciążeniem. Ostatnie 30-40km do Zamościa pokonaliśmy więc z żółwim tempie, co chwila zmagając się ze sporymi górkami, w upale. Co gorsza, sklepy nie były częstym widokiem więc i z odpowiednim nawadnianiem był problem. Nie ma co się zagłębiać w nasze przeżycia z tym związane, jednak warto pamiętać, że dobrze jest czasami nadłożyć trochę drogi niż walić na skróty. W każdym razie od tamtego dnia nie dziwimy się, że Green Velo nie prowadzi z Chełma do Zamościa :).
Z racji wspomnianych wyżej problemów do Zamościa dotarliśmy późnym popołudniem. Na domiar złego po drodze jeden z rowerów zaliczył ponowną awarię bagażnika, którą jednak udało się opanować. Za miejsce noclegowe służył nam Camping nr 253 "Duet", położony dość blisko centrum. Pole namiotowe najlepsze czasy miało już dawno za sobą, w dodatku położone było przy ruchliwej drodze. Problem był nawet w prądem do ładowarek. Jedynym właściwie plusem były przyzwoite sanitariaty z ciepłą wodą.
Po ogarnięciu się ruszyliśmy w osławiony Zamość, przez stadion Hetmana, wały obronne, aż po Rynek, na którym zjedliśmy obiad w restauracji "Ormiańskie Piwnice" (zasadniczo bez zarzutu, chociaż po takim wysiłku i ubytku kalorycznym to i McDonald by pewnie smakował;)). Opis Rynku w Zamościu (który bardzo przypadł nam do gustu) oraz związaną z Janem Zamoyskim historię jego projektowania pominę, aczkolwiek nadmienię, że warto doczytać przez zwiedzaniem.
Z rynku ruszyliśmy na drugą stronę wałów, do Browaru Zamość. Długo tam jednak nie zabawiliśmy, bo piwo warzyli paskudne. Wróciliśmy więc na Rynek w poszukiwaniu czegoś lepszego. W tym celu zasiedliśmy w ogródku restauracji "Skarbiec Wina" z idealnym widokiem na Ratusz. Serwowano tam piwo z Browaru Sulewski w Hrubieszowie. Niestety równie paskudne jak to zamojskie.
Po zapadnięciu zmroku udało nam się znaleźć dobrze zaopatrzony sklep monopolowy i z piwkiem rzemieślniczym usiedliśmy sobie jeszcze na wałach, po czym wróciliśmy na camping.