Głównym powodem wypadu do Helsinek (i jak się później okazało pobliskiej Vanty) był mecz Lecha Poznań, w którejśtam z rund eliminacyjnych do Ligi Europy (eliminacji pamiętnych, bo zakończonych klasycznym eurowpierdolem od pół-profesjonalnego Żalgirisu Wilno). Tym razem od losowania do meczu było trochę czasu na przygotowanie wyjazdu, gdyż jako wicemistrz Polski nie startowaliśmy od najwcześniejszych rund. Dla porównania, rok wcześniej, na zorganizowanie wyjazdu na wschód Kazachstanu mieliśmy jakieś 10 dni.
Wylosowania jako rywala drużyny Honka Espoo chyba nikt nie przyjął z entuzjazmem. Wyjazd zapowiadał się jako daleki, drogi, do mało atrakcyjnego rywala i kibicowskiej pustyni. Jakby tego było mało, drogę lądową do Helsinek (Espoo jest miastem satelickim) część z uczestników naszej eskapady pokonywała już przy okazji meczu Finlandia - Polska i trzeba powiedzieć, ze podeszliśmy wtedy do podróżniczego tematu dość porządnie, zaliczając Kowno - Wilno - Troki - Szawle - Rygę - Tallin - Helsinki - Parnawę - Lipawę i Kłajpedę. Pierwotnie chcieliśmy ten szlak powtórzyć ale ostatecznie chcąc zaoszczędzić urlopy na dalsze eskapady wybraliśmy drogę lotniczą.
Wybór padł na łotewskie linie AirBaltic, które oferowały najlepszą cenę (ok. 500zł w dwie strony, z przesiadką w Rydze). W trakcie bukowania biletów zrodził się dylemat, czy brać połączenie z przesiadką 50-minutową czy z 3-godzinną. Ostatecznie uznaliśmy, że dojazd na mecz jest celem nadrzędnym i nie może być ryzyka wtopy, że ucieknie nam samolot, więc wybraliśmy tę dającą większy psychiczny komfort. Tym bardziej, że przewoźnik przebukowywanie biletów i wszelkie inne zmiany dopuszczał jedynie przy uiszczeniu dodatkowych opłat.
W międzyczasie okazało się jeszcze, że mecz z Espoo został przeniesiony do innego miasta satelickiego Helsinek - Vantaa.
Wylot z Warszawy mieliśmy już o 6.10 więc Tarnowo Podgórne opuszczamy koło północy, tak by spokojnie zdążyć na odprawę.
Na wyjazd ruszamy w 7 osób, ósma doszła na Okęciu.