Kiedy przechadzaliśmy się uliczkami Valdemosy szybko przeszedł nam żal z pobieżnego tylko rzucenia okiem na Deię i Soller. To miejsce miało w sobie jakąś magię, która nakazywała przykuwać wzrok do każdej mijanej, przystrojonej kwiatami, kamieniczki, zachęcała do tego, by usiąść w ogródku i w spokoju napić się wina. Podobnie (choć nieco inaczej) jak Deia, Valdemosa położona jest na zboczu wzniesienia przez co spaceruje się po niej z góry na dół albo z dołu na górę. Dominującymi budynkami są klasztor kartuzów i kościół klasztorny. Mniej imponujący jest pałac Sancha, króla Majorki.
Dodatkowo miasto to łączone jest z Fryderykiem Chopinem, który spędził tu parę zimowych miesięcy z George Sand. Popiersie kompozytora znaleźliśmy w centrum. Właściwie to nie rozumiem dlaczego go tutaj tak zapamiętano (ma swoją ekspozycję i oraz festiwal) skoro na pobyt w Valdemosie narzekał (głównie ze względów pogodowych) a po jego wyjeździe spalono wszelkie pozostałości po nim by bronić się przed gruźlicą, którą roznosił :).