Jedną z atrakcji zatoki Sa Calobra, być może nawet największą jej dojazd do niej. Polega on na 13-kilometrowym zjeździe w dół bardzo krętą drogą (podobno zakręty dochodzą do 300 stopni a wysokość na odcinku najbardziej hardcorowych 4 kilometrów spada o 800m). Mieliśmy to szczęście, że nie jechał przed nami żaden niedzielny kierowca więc można było trochę poszaleć. Jedynymi nerwowymi momentami były mijanki z autokarami, które zwyczajnie miały problem z mieszczeniem się na zakrętach. Prawdopodobnie trasa Nus de la Courbeta daje też możliwość podziwiania pięknych widoków ale my byliśmy skupieni raczej na sportowym zjeździe i późniejszym podjeździe naszą wyjącą Pandą ;).
Sa Calobra składa się dwóch zatoczek z plażami. Pierwsza od strony parkingów jest dość mała i regularnie ożywania przez turystów dopływających tam wycieczkowymi statkami. Wzrok zdecydowanie przykuwała turkusowa woda a wrażenie robiły olbrzymie skały pionowo wbijające się w wodę.
Druga zatoka to zarazem początek wąwozu Torent de Pareis, jednego z najdłuższych w Europie. Z uwagi na upał i obuwie nie zdecydowaliśmy się go eksplorować. Do zatoki dociera się wydrążonym w skale, niewielkim tunelem. Plaża tam jest znacznie gorsza, żwirowo kamienista.
Poza plażami w Sa Calobra odnotować trzeba jeszcze stacjonujące jachty i naprawdę niewielką jak na takie miejsce ilość sklepów/barów.
Po obejściu całego terenu wracamy do auta i wspinamy się Nus de la Courbeta w kierunku Soller.