Z Czeremchy wyjeżdżamy wcześnie rano, gdyż było tak gorąco, że nie dało się pospać. Spokojnego snu nie ułatwiały też wspomniane stronę wcześniej "Gdy poranne wstają zorze" :).
Dzień zaczynamy od zakupów śniadaniowych w markecie i skonsumowaniu ich w lesie.
W dalszej drodze (po Green Velo) mijamy kilka klimatycznych wiosek i kilkanaście bardzo ładnych cerkwi, aczkolwiek naszym głównym celem tego dnia była Cerkiew prawosławna p.w. Ikony Matki Boskiej Wszystkich Strapionych Radość, wyglądająca jakby wyrwana wprost z wioski Smurfów. Położona jest ona w lesie pomiędzy wsiami Tokary i Koterka, kilkanaście metrów od granicy z Białorusią.
Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, iż trwa właśnie msza z okazji prawosławnego Bożego Ciała. W związku z powyższym cerkiew otoczona była tłumem ludzi oraz odpustowymi straganami "ze wszystkim oraz niczym" z których dobywały się znane całemu światu dźwięki muzyki Zenka Martyniuka i jemu podobnych :).
Jako, że byliśmy gośćmi raczej niecodziennymi szybko wypatrzyli i zaczepili nas popi, z którymi pogadaliśmy trochę o obchodach 1050 rocznicy Chrztu Polski w Poznaniu oraz złożyliśmy obowiązkową ofiarę:). Jako, że nie było za bardzo miejsca do porobienia sobie zdjęć przy cerkwi podjechaliśmy kawałek do punktu granicznego pofocić "koniec Polski". Lekko się zdziwiliśmy, kiedy minęła nas jak i znak zakazu oraz szlaban para gości anglojęzycznych (raczej Amerykanie). Ale może mogli i nadal żyją.
Spod cerkwi ruszyliśmy w kierunku Mielnika, gdyż wcześniej dowiedzieliśmy się, że przeprawa promowa przez Bug w Niemirowie jest nieczynna do odwołania (niski stan wody). Droga była całkiem przyjemna, asfaltowa, przez lasy. W Mielniku zaliczyliśmy wieżę widokową (raczej nie warto), z której zaobserwowaliśmy głównie, jak stado baranów przerywa ogrodzenie i ucieka w siną dal. Po ostrym zjeździe do centrum wsi robimy małe zakupy i śmigamy na przeprawę promową, do której wydawało nam się, że mamy 15 minut.
Na miejscu okazało się jednak, że się spóźniliśmy a pan "promiarz" nie bardzo chciał sobie zakłócać przerwę. W zaistniałej sytuacji nie pozostało nam nic innego jak skonsumować ostatnie zakupy i zadzwonić do naszego najbliższego miejsca noclegowego wypytać o możliwość obejrzenia meczu Polska-Ukraina w ramach Euro 2016.
Nasza przerwa trwać miała 1,5h, jednak sprzyjał nam los. Nagle na brzegu Bugu pojawiła się wycieczka około 30 dzieciaków, które tak skutecznie zakłóciły promiarzowi wypoczynek, że ten postanowił go przerwać i wykonać kurs dodatkowy :).
Kontynuowaliśmy więc naszą eskapadę trasą Green Velo, która choć prowadziła tym razem drogami to jednak, z wyłączeniem okolic Janowa Podlaskiego, były to drogi bez większego ruchu samochodowego (co nas zdziwiło). W Janowie był pomysł podjechania pod osławione stajnie, jednak nie chciało nam się już nadrabiać drogi i wybraliśmy wycieczkę na lody.
W Krzyczewie, gdzie planowaliśmy nocleg, nie ma sklepu ani baru więc na ostatnie zakupy należało zrobić we wsi Bohukały. Zaczęliśmy tradycyjnie od piwka pod sklepem i interakcją z miejscowymi, którzy pełni podziwu patrzyli jak "na legalu" to piwko pijemy. Oni się boją, bo w Bohukałach siedzibę ma Straż Graniczna, która często i gęsto patroluje okolice rozdając przy okazji mandaty.
Po opróżnieniu butelek i zrobieniu solidnych grillowych zakupów dojeżdżamy do Gospodarstwa Agroturystycznego "Bużny Szlak".
http://www.kajakibug.i-noclegi.pl/
Obiekt w ramach miejsc noclegowych oferował pole namiotowe, domki i...stajnię. Wybieramy tę ostatnią, gdyż była absolutnie niepowtarzalna i klimatyczna.
Po szybkim ogarnięciu się korzystamy z gościny gospodarzy i oglądamy mecz, w którego przerwie przygotowujemy ogień pod grilla.
Z czystym sumieniem polecamy obiekt "Bużny Szlak", tak nam się tam spodobało, że decydujemy się zostać dzień dłużej. Duża w tym zasługa też właściciela, p. Stanisława, który służył pomocą w największych nawet pierdołach i świetnie zorganizował nam atrakcje dnia następnego.