Po opuszczeniu "Dworku na krańcu świata" w Kopytkowie i odmówieniu zakupienia śniadania (usługi gastronomiczne u gospodarzy były drogie, mieli świadomość, że w pobliżu nie ma alternatywy) udaliśmy się pod sklep w Dolistowie gdzie porządnie zjedliśmy, będąc zarazem swoistą atrakcją dla migrujących do/z kościoła tubylców.
Dalej udaliśmy się w kierunku Supraśla, niemal całkowicie omijając tego dnia trasę Green Velo. Jechało się całkiem przyjemnie, okolice były zróżnicowane (pola, lasy, wioski - niektóre z pięknymi drewnianymi chatami i brukowanymi uliczkami) a ruch samochodowy niezmiennie nikły.
Pierwsze tego dnia problemy spotkały nas około 15 km przed Supraślem, gdzie okazało się, że po zeszłotygodniowych wichurach nadal nieprzejezdnych jest kilka prowadzących tam dróg. Powalone drzewa, uniemożliwiały przejazd nawet rowerom! W związku z powyższym nadłożyliśmy sporo drogi aby wjechać do Supraśla z drugiej strony.
Jako, że z Supraśla do Królowego Mostu, gdzie czekał nas nocleg mieliśmy tylko kilkanaście kilometrów po pobieżnym zwiedzeniu miasta i pochyleniu się nad stratami wywołanymi przez pogodowe anomalia rozsiedliśmy się w Barze Jarzębinka nad przepysznymi kartaczami. Kolejnymi punktami planu było tylko zaprowiantowanie się na wieczór, prysznic i miękkie łóżeczko w Królowym Moście...Nagle jednak zadzwonił syn właścicieli agroturystyki z informacją, iż po wichurach nie naprawiono jeszcze prądu, w związku z czym w obiekcie nie ma światła ani wody (nawet zimnej). Co więcej nie potrafił powiedzieć, czy jedyna trasa z Supraśla do Królowego Mostu jest już w ogóle przejezdna! Trochę zbiło nas to z tropu, szczególnie, że po pierwsze z racji na ilość turystów znalezienie noclegu w Supraślu było niemożliwe a po drugie, że w okolicy Królowego Mostu nie mieliśmy żadnej noclegowej alternatywy. Ostatecznie postanowiliśmy jednak spróbować się tam dostać i targować cenę noclegu w gorszych warunkach.
Przed wyjazdem rzutem na taśmę udało nam się jeszcze kupić parę piw w zamykanym już prawie sklepie.
Trasa z Supraśla do Królowego Mostu (Green Velo) okazała się być przejezdna, jednak o jej jakości niech świadczy to, iż po drodze w wyniku drgań wybuchło nam kilka puszek z piwem. To było pierwsze - aczkolwiek nie ostatnie niestety - negatywne doświadczenie związane z tą trasą.
Po osiągnięciu agroturystyki http://www.krolowymost.eu/, wchodzimy w pierwsze negocjacje, które jednak nie spełniają naszych oczekiwań. W związku z powyższym udajemy się zażyć kąpieli w pobliskiej rzeczce i przy piwkach, które jakimś cudem dotrwały rozważamy czy rozbić namioty czy przystać na nieco obniżoną cenę przez gospodarzy.
Ostatecznie orzeźwieni kąpielą decydujemy się wrócić do agroturystyki, co bardzo zdziwiło przesympatyczną aczkolwiek twardo obstającą przy swoim gospodyni. Dodatkowym argumentem, który przekonał nas do skorzystania z oferty płatnego noclegu była konieczność naprawy pękniętego bagażnika przy jednym z naszych rowerów.
Z pierwszej rozmowy z gospodynią wynikło, iż jej mąż, który zawiaduje domowym składzikiem narzędzi jest w trasie i przyjedzie później. Nie mogliśmy przegapić takiej okazji i poprosiliśmy go o dostarczenie jeszcze paru piwek. Wieczór od razu stał się lepszy :).
Rower, z wielką pomocą gospodarza, naprawiliśmy rano.
Korzystając z okazji szczerze polecamy to miejsce. Gospodarze - prawdziwe dzieci ziemi białostockiej - byli przesympatyczni i bardzo pomocni a sama jakość kwatery (wyłączając brak wody i prądu) powinna zadowolić każdego.