Lot Air Asia z Singapuru do Krabi trwał około 1,5h. Niewiele krócej trwała procedura odprawy paszportowej i pobrania bagażu w Krabi.
Na szczęście po uporaniu się z formalnościami nie musieliśmy długo czekać na autobusik do Ao Nang, ledwo zdążyliśmy zapoznać się z Changiem, najpopularniejszym tajskim piwem :).
Już na dzień dobry dostaliśmy lekcję tajskiej organizacji. Kierowca i jego współpracownik (to stała para czy to w komunikacji lądowej czy na łodziach) układali bagaże za fotelem kierowcy, "na kupie", niezależnie od tego kto kiedy miał opuszczać pojazd, który podjeżdżał w okolice hoteli wskazanych przez pasażerów. Nie muszę się w tym miejscu specjalnie rozpisywać jak wyglądało opuszczanie pojazdu.
Ao Nang Cliff View Resort, to kilkadziesiąt bungalowów położonych w dżungli, u stóp olbrzymiego klifu. Hotel zupełnie niepodobny do tych, w których kiedykolwiek spaliśmy. Był on oddalony od morza i centrum Ao Nang o jakąś godzinę spaceru, jednakże co mniej więcej godzinę (szybko nauczyliśmy się, że w Tajlandii nie ma stałych godzin czegokolwiek) w obie strony kursował darmowy pick-up, z którego skorzystaliśmy po szybkim zakwaterowaniu się w bungalach.
Ao Nang nie zrobił na nas najlepszego wrażenia. Był jak Mielno w szczycie sezonu. Tłumnie, głośno, co kilka metrów ktoś proponował masaż, drinka, koszulkę czy garnitur. My w pierwszej kolejności szukaliśmy kantora. Było ich na tyle dużo, że mogliśmy porównać kursy. Nowością, z którą się wcześniej nie spotkaliśmy, a która obowiązywała w całej Tajlandii było to, że im większy nominał wymienianego banknotu, tym lepszy kurs. Tym samym warto jechać do Tajlandii z samymi stówami $ czy też euro w kieszeni.
Po nakarmieniu portfeli mogliśmy szukać miejsca do napełnienia brzuchów. Wybór padł na Tandoori Night's Restaurant Indian, Thai and European Cuisine. Na wybór tej knajpy na nasz pierwszy tajski posiłek wpłynęła całkiem niezła frekwencja wewnątrz, 10% zniżki w ramach happy hours i ładne zdjęcia potraw w menu:). Wybór nie był chybiony, choć porcje nie powalały wielkością to smakowo były bez zarzutu.
Ceny kształtowały się od 120 do 200 bht za większość dań głównych. Piwo Chang 90 bht, reszta po 120 bht.
Po jedzonku poszliśmy przywitać się z morzem Andamańskim a później ogarnąć wycieczkę na następny dzień i bilet na prom powrotny z Ko Phi Phi na "za kilka dni". Negocjacje z piękną Tajką w drugim odwiedzonym biurze podróży (w pierwszej trafiliśmy na trans'a i to zdecydowanie niepięknego) były ostre ale ostatecznie całodzienną wycieczkę longboatem na Ko Hong, Koh Pakbia i Ko Lao Lading (czyli Paradise Island) stargowaliśmy z 900 do 500 batów za osobę, wraz z transferem z/do hotelu.
Resztę dnia spędziliśmy na melanżyku na tarasach naszych bungali, przy tajskich piwkach i zakupach gastronomicznych ze straganu (pad thai, panierowane krewetki itp).